Sabrina |
Wysłany: Sob 14:14, 21 Paź 2006 Temat postu: Fushigi yuugi |
|
Anime godne obejzenia ogldalam i niepozalowalam
oto recenzja-
Piętnastoletnie Miaka i Yui za sprawą tajemniczej książki (o tytule „The Universe of Four Gods”) trafiają do świata, przypominającego starożytne Chiny. Stają się głównymi bohaterkami powieści.
Znana od lat legenda zapowiadała pojawienie się dziewczyny z obcego świata, która posiądzie moc jednego z czterech bogów, Suzaku, i ocali królestwo Kounan. Miaka, za namową tamtejszego cesarza, zostaje kapłanką boga. Jej zadaniem jest odnalezienie siedmiu wojowników Suzaku oraz wezwanie boga, który ma spełnić jej trzy życzenia. Tymczasem dzięki intrygom niejakiego Nakago Yui okrzyknięta zostaje kapłanką Seiryuu, i to nie gdzie indziej, jak w Kotou, które jest największym przeciwnikiem Kounan... Dziewczyna, której wmówiono, że wszystkie krzywdy, jakie ją spotkały, są winą Miaki, pragnie zemsty i staje się najzacieklejszym wrogiem głównej bohaterki. Chce wezwać swego boga, nim Miaka przywoła swojego.
Seria Fushigi Yuugi, powstała na podstawie najpopularniejszej mangi Yuu Watase (autorki Ayashi no Ceres oraz Imadoki), zyskała dużą popularność, szczególnie wśród nastoletnich dziewcząt. Jak nietrudno się domyślić, stało się tak dlatego, iż przedstawione wyżej pokrótce wydarzenia stanowią jedynie tło, na którym rozwijają się uczucia bohaterów.
Jak w chyba każdym z dzieł pani Watase, mamy tu wielokąt miłosny, który w uproszczeniu można przedstawić tak: „prawie każdy przedstawiciel płci męskiej, który nie jest zakochany w Miace, wzdycha potajemnie do Yui, jednak obie dziewczyny wybierają jednego z wojowników Suzaku - Tamahome, a on woli tę pierwszą”.
Wątki romantyczne serii momentami lekko drażnią... Przede wszystkim główna para, która parą oficjalnie staje się w odcinku bodajże dziesiątym, do końca musi przeżywać wzloty i upadki. W pewnym momencie przestałam liczyć, ileż to razy dla dobra tego jedynego bohaterka postanawia udawać, że nic do niego nie czuje, lub też uciec, by samotnie przeciwstawić się wrogom - oraz jak często w ciągu jednego odcinka usłyszeć mogłam „Miaka/Tamahome (niepotrzebne skreślić) - kocham cię!".
Ale tym, co denerwuje mnie chyba najbardziej, jest niezaradność kapłanki Suzaku, która najpierw pcha się gdzie jej nie proszą (czytaj: tam, gdzie aktualnie przebywa wróg lub ogólnie jest niebezpiecznie), potem rozpaczliwie woła o pomoc, by na końcu zostać uratowana przez jednego z adoratorów. Ja rozumiem, że to jest słodkie, ale co za dużo, to niezdrowo...
Nie podobał mi się też sposób, w jaki pod koniec potraktowano wszystkie inne wierzchołki wspomnianego wcześniej wielokąta - „szybko, szybko, bo to już prawie ostatni odcinek, a parę osób jest jeszcze samotnych!". Tak też Yui, która niedawno walczyła zaciekle o względy ukochanego, nagle odkrywa uczucia do kogo innego... Biorąc pod uwagę dłużyzny, których doświadczamy przy głównej parze, trochę nie pasuje to łączenie na ostatnią chwilę...
Animacja serii jest porządna - bez zbędnych ozdobników, które często tylko psują efekt. Kreska niektórym wyda się piękna, jednak innym twarze bohaterów będą przypominały prosięce pyszczki (bo te oczka i twarzyczki czasem takie okrągłe). Muzyka - nic nadzwyczajnego, spokojny opening i trochę zwariowany ending, przeciętne utwory w tle. Generalnie nie ma się do czego przyczepić, a widzowie, do których seria jest skierowana, pewnie nawet nie poświęcają temu zbyt wiele uwagi.
Fushigi Yuugi to na pewno pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicielek złożonych romansów oraz kilkunastoletnich dziewcząt, które, nie oszukujmy się, bardzo często lubują się w takich klimatach. Bo jak na lekką opowiastkę miłosną dla zabicia czasu i nudy, może się wydać trochę za długa. |
|